Francuski ruch związkowy w starciu z neoliberalizmem.   Zjednoczeni przeciwko Macronowi (Część II)

Francuski ruch związkowy w starciu z neoliberalizmem. Zjednoczeni przeciwko Macronowi (Część II)

TEKST
Zuzanna Jędrzejowska

ILUSTRACJA
Łukasz Stylec

Reforma emerytalna

Stosunkowo jeszcze niedawna walka z reformą emerytalną wstrząsnęła całym krajem i odbiła się głośnym echem w Europie. Ogromne manifestacje, masowe strajki, gaz łzawiący i zbite witryny sklepowe to skondensowana dynamika polityczna Francji – obraz rozczarowania systemem, gniewu i brutalnej reakcji rządzących elit. Analizując stanowiska uczestników tej mobilizacji i jej przebieg, można wyciągnąć wnioski na temat nastrojów społecznych. Z jednej strony postępuje izolacja klasy rządzącej od reszty społeczeństwa, z drugiej rośnie pragnienie redefinicji status quo – porzucenia makronizmu, czy to przez skręt w prawo, czy też poprzez konsolidację lewicy.

Wydarzenia pierwszej połowy 2023 roku nie tylko potwierdzają klasistowski charakter rządów Macrona, ale także jego niedemokratyczny modus operandi. Od początku rozpoczęcia prac nad nowelizacją w 2020 roku reforma budziła głośny sprzeciw związków zawodowych i środowisk studenckich. Po wybuchu protestów w zeszłym roku do grona kontestatorów dołączyła także większość deputowanych w Zgromadzeniu Narodowym. Tym niemniej Macron i jego premierka Élisabeth Borne byli zdeterminowani, żeby wprowadzić nowelizację wbrew woli większości społeczeństwa. Takie sytuacje są specyficzne dla systemu politycznego Francji, który powstał w czasach rozpadu imperium kolonialnego – toczącej się wojny i towarzyszącej jej atmosfery spadku zaufania do polityki parlamentarnej. Pozwoliło to architektom porządku prawnego V Republiki na znaczne wzmocnienie egzekutywy w stosunku do legislatywy i przemycenie do konstytucji niesławnego artykułu 49.3. Rada ministrów opierając się na tym rozwiązaniu prawnym, może wprowadzić ustawę bez głosowania w parlamencie, o ile w ciągu 24 godzin nie wpłynie wniosek o wotum nieufności dla rządu. Jedynie w wypadku, gdy większość absolutna obali rząd, prawo nie wchodzi w życie.

Mechanizm ten przypomina bardziej grę hazardową niż procedury demokratyczne, ale niestety cieszy się powodzeniem wśród premierów – od 1958 roku użyto go aż 112 razy. Rekordzistą w jego aplikacji jest Michel Rocard, ale niewiele w tyle plasuje się właśnie Élisabeth Borne, która w trakcie zaledwie 2 lat sprawowania urzędu powołała się na ten artykuł aż 23 razy! Reforma emerytalna przeszła więc, mimo braku większości, gdyż wniosek o wotum nieufności nie uzyskał większości absolutnej.

Mit francuskiego uprzywilejowania

Dlaczego Francuzi sprzeciwiali się reformie w tak bezwzględny sposób? Stwierdzenie, że chodziło jedynie o wydłużenie wieku emerytalnego z 62 do 64 lat, to daleko idące uproszczenie. Na nim opierają się obiegowe opinie, że Francuzi mieli dotychczas dużo lepiej niż inne narody. Jednak przejście na emeryturę w wieku 62, a obecnie 64 lat, w systemie francuskim nie pozwala na pobieranie świadczenia w pełnej, lub choćby minimalnej, stawce. Świadczenie wyliczane jest wtedy jedynie na podstawie odprowadzanych składek. Praktycznie więc w oparciu o skromną pensję lub krótki okres oskładkowania (co jest częste, bo wiele osób wypychanych jest w ciągu swojego życia na czarny rynek lub niekorzystne umowy), otrzymuje się horrendalnie niską kwotę świadczenia, która w żadnej mierze nie pozwala się utrzymać. Statystycznie Francuzki i Francuzi i tak przechodzą na emeryturę dopiero bliżej 63 r.ż., przy tym kobiety 10 miesięcy później niż mężczyźni[1].

Jakie warunki należy zatem spełnić, by móc ubiegać się o minimalną lub pełną stawkę? Opcją pierwszą jest ukończenie 64 r.ż. i posiadanie okresu składkowego o długości minimum 42 lat; opcją drugą jest ukończenie 67 lat (przesunięte teraz z 65 lat). W Polsce staż pracy wymagany do wypłacenia emerytury minimalnej (która obowiązuje w wypadku ukończenia 60 i 65 lat, przy braku kwalifikacji do emerytury z urzędu), to w porównaniu z tymi wymogami zaledwie 20 i 25 lat. Do tego reforma zakłada także usunięcie specjalnych reżimów emerytalnych, dotyczących pracowników niektórych sektorów publicznych oraz inne pomniejsze zmiany, które razem skumulowały się w dość obszerny program zaciskania pasa dla najstarszej części społeczeństwa.

Kumulacja protestu

Od prezentacji treści reformy 10 stycznia, aż do połowy czerwca, czyli jeszcze kilka dni po odrzuceniu przez Zgromadzenie Narodowe wotum nieufności, trwały liczne demonstracje i pikiety. Mobilizacja została podzielona na 14 oddzielnych dni manifestacji i strajków, które były ustalane przez porozumienie międzyzwiązkowe. Dniem o historycznej liczbie protestujących na ulicach był 7 marca, kiedy to, zgodnie z danymi CGT, manifestacje liczyły razem 3,5 miliona osób, a zgodnie z danymi policji 1,3 miliona. Można więc założyć, że blisko 3 miliony Francuzek i Francuzów tego dnia wyszło zaprotestować. Do tego oczywiście doszły masowe strajki. Tylko 19 stycznia, czyli pierwszego dnia mobilizacji, w ogromnych przedsiębiorstwach EDF i SNCF prawie połowa wszystkich pracowników energetyki i kolei zastrajkowała.

Oprócz związków i przedstawicieli studentów, na marsze tłumnie przybywali wszyscy społecznie zaangażowani ludzie, w tym ze środowisk queerowych, ekologicznych, artystycznych, antyrasistowskich i feministycznych. Razem tworzyło to bardzo żywą sytuację. Należy wyobrazić sobie setki tysięcy osób spacerujących w długiej na całe kilometry manifestacji. Co kilkadziesiąt metrów inna ciężarówka zapewniała oprawę muzyczną, ku niebu wznosiły się kolorowe balony związkowe. Idąc wzdłuż pochodu, miało się wrażenie przechodzenia spod jednej sceny na drugą: różne ciężarówki to inne muzyczne stacje. Nie brakowało także instrumentów, głównie bębnów – tych afrykańskich i tych bliższych naszej ,,Sambie”. Mnóstwo osób tańczyło, niektórzy popijali piwo, inni machali zaczepnie policjantom albo wdrapywali się na dachy przystanków, odpaliwszy race. Studenci architektury i sztuki przygotowywali transparenty zdobione cekinami, falbanami i nieprzychylnymi podobiznami Macrona.

autor: @Tulyppe

Francja – państwo policyjne

Niestety niejedna taka pokojowa demonstracja zakończyła się atakiem ze strony policji, która swoimi bombami dymnymi chciała przyspieszyć rozejście się manifestantów. Choć we Francji stałym punktem programu przy różnego rodzaju protestach i zamieszkach są spalone samochody lub wybite szyby, zazwyczaj tego rodzaju akty wandalizmu dzieją się pod osłoną nocy, a nie na niedzielnych masowych spędach, w których udział bierze wiele dzieci.

Należy podkreślić też, że palenie aut nie jest zwyczajem lewicowych działaczy, lecz raczej specyficznym dla Francji „folklorem”. Tylko w czasie minionego sylwestra podpalono745 aut! Utożsamianie wandalizmu z wydarzeniami natury politycznej jest błędne i często stanowi manipulację mającą na celu dyskredytację protestujących. Tego rodzaju narracja sprzyja rozgrzeszaniu przemocy policyjnej, która podczas mobilizacji 2023 roku była nie mniejsza niż za żółtych kamizelek.

Siły porządkowe we Francji dużo bardziej przypominają wojsko, w porównaniu z polską policją. Ich rozbudowa i specjalizacja jest bezustannym przedsięwzięciem państwa. Najnowsza z brygad, którą można określić jako francuskie ZOMO[2], powstała w czasie protestów żółtych kamizelek z 2018 roku. Oddziały te są świetnie wyszkolone do interwencji w czasie manifestacji, w związku z czym można być pewnym, że każde przekroczenie ich uprawnień wynika z całkowicie świadomej decyzji. Bicie, przepychanie, gazowanie, strzelanie kulami kauczukowymi[3] i wszelkiego innego rodzaju naruszanie nietykalności cielesnej było w trakcie mobilizacji równie rozpowszechnione jak w 2018 roku. Brutalność policji nie dotyczyła jedynie nocnych zamieszek (choć i w ich wypadku jej natężenie nadal jest nie do przyjęcia), lecz także zgłoszonych, oficjalnych związkowych pikiet.

Do tego władze posuwały się śmielej niż zwykle do represji związkowych, także po zakończeniu mobilizacji przeciwko reformie. Przykładowo, we wrześniu wezwano na komisariat Sébastiana Menespliera, sekretarza generalnego sektora energii CGT, podejrzanego o ,,stwarzanie niebezpieczeństwa” wskutek cięć prądu, jakie miały miejsce przez wiosenne strajki elektryków. Zarówno na policję, jak i do różnych komisji wezwano jeszcze wielu innych działaczy, z czego do tej pory sześciu z nich zostało postawionych przed sądem za organizację nielegalnej manifestacji. Sąd nakazał między innymi zapłacić związkom 15 tys. euro odszkodowania Tisséo, prywatnej firmie transportowej, za zorganizowany przez nie strajk połączony z blokadą. Łącznie ponad 1000 członków CGT na koniec 2023 roku mierzyło się z procedurami prawnymi za swoją działalność związkową – włos się jeży na głowie!

Z tego względu protestujący skłonni byli do wymyślania innowacyjnych form protestu, które nie narażały ich na konsekwencje prawne. Bardzo popularne stały się tzw. casserolades, czyli hałasowanie na garnkach i patelniach, np. pod oknami komisariatów lub w trakcie oficjalnych wizyt Macrona. W reakcji na spryt protestujących pojawiły się absurdalne dekrety pokroju zakazu używania ,,urządzeń dźwiękowych”, który zmusił policjantów do przeszukiwania protestujących i rekwirowania… garnków.

W odpowiedzi na postulat Macrona ,,100 dni pokoju”, sekcja IT Solidaires stworzyła internetowy ranking zatytułowany ,,100 dni rozwały”, w ramach którego miasta Francji mogły zdobywać w wyznaczonym okresie punkty za organizowanie happeningów zakłócających porządek publiczny. Studenci w całym kraju spontanicznie okupowali swoje uniwersytety, a muzycy wypuszczali przeróbki, które zdobywały rzesze fanów na protestach, np. kultowy już wśród młodzieży kawałek techno ,,Macron Explosion” Majesa. Krótko mówiąc, każdy dokładał się do mobilizacji, jak potrafił.

Związki na czele

Na tle mobilizacji poprzednich lat, ta z 2023 roku posiada parę cech charakterystycznych. Po pierwsze, na jej czele niezaprzeczalnie stały związki zawodowe. To one wybierały daty manifestacji i strajków. Także one zdominowały ulice na manifestacjach i kontrolowały narrację ruchu. Niezrzeszeni uczestnicy protestów zdawali się dość jednomyślnie akceptować to przywództwo i pozytywnie oceniać działania międzyzwiązkowego porozumienia. W tym zakresie był to duży sukces ruchu pracowniczego i przyniósł ze sobą pewną nagrodę – zarówno CGT, jak i CFDT jeszcze pod koniec mobilizacji raportowały znaczny wzrost zapisów do ich struktur. Fala nowych członków sięgnęła 100 tys. między styczniem a czerwcem 2023 roku. Zgodnie z komunikatem CGT było to 200 proc. więcej niż w poprzednim roku. Aż 35 proc. nowych członków to młodzi pracownicy poniżej 35 r.ż. Daje to nadzieję na odnowienie struktur związkowych i zachowanie ich dla następnych pokoleń.

Podczas tej fali protestów nie brakowało także spontanicznych manifs sauvages oraz wszelkich innych niezorganizowanych objawów sprzeciwu, ale tym razem związkom udało się włączyć je do bardziej zjednoczonego nurtu. Stało się tak między innymi dzięki uwzględnieniu tych nielegalnych spędów w oficjalnej narracji intersyndicale i przedstawieniu ich jako oddolnych gestów wsparcia dla ruchu. Dzięki temu udało się także w pewnym stopniu zneutralizować ich negatywny wpływ na opinię publiczną, który wynika z ich awanturniczego charakteru. Solidaryzowanie się z osobami przetrzymywanymi przez policję stało się powszechną praktyką. Wielokrotnie przedstawiciele związkowi wspierali aresztowanych lub uczestniczyli otwarcie, w barwach swojej organizacji, w demonstracjach wsparcia pod komisariatami.

Potencjał mobilizacyjny zwielokrotnił też fakt ataku na prawie całe społeczeństwo jednocześnie. Jak to określił William z SUD Education, burżuazja ma w zwyczaju uderzać w mniejsze grupy demograficzne lub konkretne sektory, by ograniczyć solidarność pracowniczą. Emerytury jednak dotyczą prawie wszystkich grup społecznych, nawet jeśli nie wszyscy są od nich równie zależni na starość. Atak na system emerytalny sprawił, że na ulice, obok studentów, kolejarzy i śmieciarzy, wyszli także ludzie starsi, mieszczanie z branż kreatywnych i w zasadzie przedstawiciele wszystkich możliwych warstw społecznych.

W końcu, istotną kwestią była współpraca międzyzwiązkowa. Walka z reformą emerytalną okazała się na tyle poważnym zagrożeniem, że skonsolidowała całą lewicę, a przede wszystkim centrale związkowe. Wytworzyła się dynamika sprzyjająca kooperacji i to nie tylko między przywódcami, ale także w miejscach pracy, gdzie zwykle koegzystują ze sobą różne organizacje związkowe i nierzadko drą ze sobą koty.

Skuteczność międzyzwiązkowej koordynacji

To duże osiągnięcie, że wszystkie nurty i organizacje związkowe, zarówno radykalnie lewicowe Solidaires, historycznie związane z ruchem komunistycznym CGT, jak i umiarkowane CFDT na czas półrocznej walki z reformą emerytalną utworzyły stosunkowo skuteczne i zgodne porozumienie. Pomimo wcześniejszej skłonności bardziej centrowych syndicats do ugodowej współpracy z rządem, udało się utrzymać wspólne stanowisko odrzucające reformę w całości. Dzięki temu nawet reformistyczne CFDT i CFTC stały twardo na stanowisku bezkompromisowej opozycji wobec nowelizacji. Do tej pory, pomimo niezadowolenia części swoich członków, preferowały one zasadę dialogu za wszelką cenę. Nieugięta, odrzucająca negocjacje w tym zakresie pozycja tych centrali, to pozytywny sygnał.

Dlaczego nie ogłoszono długofalowego strajku generalnego?

Kością niezgody w ramach porozumienia międzyzwiązkowego pozostawał specyficzny rytm, dzielący główne protesty i strajki na pojedyncze dni. Zwolennicy strategii wydłużonego strajku generalnego widzą w niej istotny powód ostatecznej porażki. Finalnie bowiem przedsiębiorcy mogli funkcjonować, z drobnymi przerwami, w trybie business as usual. Definitywnym środkiem nacisku byłby przedłużony strajk generalny w energetyce i transporcie, których długotrwała blokada zawsze stanowi niemożliwy do zignorowania problem dla władzy i wszystkich istotnych graczy gospodarczych.

,,Strajk generalny do skutku” brzmi wspaniale, lecz problem w tym, że dużo kosztuje. Choć związki przygotowywały się do mobilizacji od momentu ogłoszenia prac nad reformą, to, według Niela z Solidaires jedynie CFDT i CGT miałyby wystarczające środki w swoich funduszach strajkowych, żeby zrekompensować wstrzymane pensje i potrącenia. Ponieważ nie było w tej kwestii zgody, zdecydowano się nie narażać solidarności międzyzwiązkowej ryzykownym, potencjalnie ograniczonym w skutkach, wydłużonym strajkiem generalnym. Należy podkreślić, że decyzja o strajku zawsze podejmowana jest na poziomie zakładu pracy, lecz autorytet koordynacji międzyzwiązkowej był w tym wypadku istotny i większość komisji działała zgodnie z rekomendacjami.

Większość zakładów dostosowała się do rytmu wyznaczonego przez intersyndicale. Niektóre załogi postanowiły zapoczątkować jednak bardziej ambitną akcję strajkową. Sympatycy tego rozwiązania zrzeszyli się nawet w luźnej sieci Réseau pour la Grève Générale, otwarcie krytykującej decyzje porozumienia. Zgodnie z ich logiką, gdyby robotnicy najbardziej bojowych sektorów rozpoczęli wydłużony strajk, mogłoby za nimi spontanicznie pójść więcej zakładów i razem wywarliby dość silny nacisk na władze. Nie udało się zrealizować tego scenariusza, więc obecnie możemy jedynie spekulować, czy taki strajk był w stanie zatrzymać reformę. Wielu związkowców ma jednak poczucie niewykorzystanej szansy.

Potrzeba jedności, ale na jakich warunkach?

Czy kooperacja w czasie ostatniej mobilizacji to model działania, który ma szansę przyjąć się na stałe? W ostatnich latach pojawiały się nawet rozmowy dotyczące fuzji CGT, FSU i Solidaires. Jednakże wielu działaczy nie dostrzega sensowności zjednoczenia w tej formie. Być może włączenie FSU do CGT byłoby dobrym pomysłem. FSU w większości zrzesza nauczycieli, więc niekoniecznie jest im potrzebny oddzielny związek. Jednakże Solidaires ma na tyle odmienna kulturę organizacyjną, że zrezygnowanie z niej byłoby stratą nie tylko dla jego członków, ale także dla całego ruchu związkowego, który zyskuje na różnorodności. Niezależnie jednak od opinii samo pojawianie się tego typu debat pokazuje potrzebę unifikacji i wzmocnienia wspólnych działań we francuskim ruchu pracowniczym.

Ruch związkowy we Francji z pewnością jest zdolny do mobilizacji społeczeństwa, w znacznie większym stopniu niż jakakolwiek partia polityczna. Jednocześnie potencjał ten osłabia fakt, że jego działalność jest rozdrobniona nie tylko na mobilizację przeciwko kolejnym reformom i prawom, ale także na poszczególne branże i problemy. Przez to dynamika aktywności politycznej syndicats jest zbyt chaotyczna, aby skoncentrować energię swoich członków i wpływać na decyzje rządzących. Porozumienie międzyzwiązkowe nie potrafiło utrzymać się na dłużej ani wyznaczyć priorytetów dla dalszego wspólnego działania. Związkom wydaje się brakować znów jednej, wspólnej walki, dość istotnej, aby mogła zaangażować miliony ludzi, podobnie jak to było wiosną 2023 roku.


[1] Wynika to prawdopodobnie ze statystycznie gorszych warunków zatrudnienia oraz ciężaru pracy reprodukcyjnej, która nierzadko przerywa okres składkowy na czas macierzyństwa.

[2] Brav-M, czyli Brigades de répression de l’action violente motorisées, czyli dosłownie Zmotoryzowane oddziały do walki z akcjami przemocowymi

[3] tzw. LBD – lanceur de balles de défense, podczas zamieszek po śmierci Nahela w zeszłym roku jedna osoba została śmiertelnie raniona takąż właśnie “Flash-Ball”


Zuzanna Jędrzejowska

Studentka Stosunków Międzynarodowych, działaczka Warszawskiego Koła Młodych Inicjatywy Pracowniczej i Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów, wolontariuszka Otwartego Jazdowa