Jak wysadzić rurociąg

Jak wysadzić rurociąg

TEKST
Andreas Malm

TŁUMACZENIE
Zuzanna Antonowicz

ILUSTRACJA
Maria Tołwińska

Niniejszy tekst jest tłumaczeniem fragmentu książki pt. „How to blow up a pipeline” autorstwa geografa i wieloletniego działacza ruchu klimatycznego, Andresa Malma. Publikacja ukazała się po raz pierwszy w 2021 roku nakładem Verso Books. Od tego czasu została przetłumaczona na m.in.: włoski, hiszpański, niderlandzki, duński, turecki i niemiecki. Książka odbiła się szerokim echem w światowej prasie. Przez część komentatorów stanowisko Malma zostało odebrane jako apologia przemocy politycznej. Rzeczywiście głównym celem książki jest obrona konieczności radykalizacji walk klimatycznych w czasach pogarszającego się kryzysu. Trzeba jednak zaznaczyć, że choć autor zrywa z tradycją pacyfizmu w ruchu klimatycznym, nie robi tego w imię przemocy wobec ludzi, ale sabotażu wymierzonego w przedmioty materialne związane z wydobyciem i transportem paliw kopalnych.


Wszystkie trzy fale protestów klimatycznych w XXI wieku zrodziły się z coraz szerzej podzielanego przekonania, że nie da się skłonić klas panujących do działania samymi prośbami. Elity wykazują się odpornością na wszelką perswazję. Im głośniejsze stają się ostrzeżenia o nadchodzącej katastrofie, tym więcej paliw kopalnych zostaje spalonych. Dlatego właśnie zmiany trzeba na władzy wymusić. Ruch klimatyczny musi nauczyć się zakłócać stan business-as-usual.

Dotychczas opracowano w tym celu imponujący repertuar środków protestu: blokady, okupacje, bojkoty korporacji, strajki szkolne. Sztandarową taktyką obozu klimatycznego stało się też wyłączanie z ruchu centrów miast. Uczestnicy późniejszych fal czerpali z doświadczenia poprzednich mobilizacji. Pod koniec drugiej z nich, silnie inspirowanej północnoamerykańską walką z rurociągami paliwowymi, niemiecki ruch opracował na nowo formułę obozu klimatycznego, przenosząc masowy sprzeciw na wyższy poziom: narodził się ruch Ende Gelände, nazwany od niemieckiego powiedzenia oznaczającego mniej więcej „tutaj i ani kroku dalej”.

***

Akcje Ende Gelände zaczynają się od rozbicia obozowiska wokół namiotów i stanowisk kuchennych. Aktywiści przechodzą szkolenia w grupach zadaniowych, przebierają się w cienkie, białe kombinezony i ruszają do kopalni węgla brunatnego. Są w stanie przedrzeć się przez kordony policji, używając samej masy swych ciał, ponieważ poruszają się w kolumnach na wzór brygady i biegnąc, nacierają na cel jednocześnie z wielu stron. Przeskakują obok zdezorientowanych strażników, przedzierają się przez armatki wodne i płoty, aż w końcu docierają do otwartych szybów. Następnie kładą się na torach kolejowych, po których przewożony jest węgiel do pieców, lub zsuwają się do pełnych pyłu dołów i wspinają na koparki – olbrzymie maszyny, powolnie wyżerające sobie drogę w dół ziemi, niczym majestatyczne, rdzewiejące statki. Przez działania opisywanej grupy, produkcja w kopalni może zostać wstrzymana na wiele dni – dopóki aktywiści kontrolują teren, nawet litr paliwa nie może zostać wykopany ani spalony.

Grupa Ende Gelände rosła z każdym rokiem, odgrywając kluczową rolę w prawdopodobnie najbardziej zaawansowanej dotychczas fazie walki klimatycznej w Europie. Latem 2019 roku 6 tysięcy osób, wspieranych dodatkowo przez kilka tysięcy działaczy w obozie i około czterdzieści tysięcy osób obecnych na demonstracji Fridays for Future, doprowadziło do zamknięcia największego źródła emisji w Niemczech. W tym też okresie Ende Gelände zdołało podnieść kwestię spalania węgla brunatnego do rangi jednego z najważniejszych problemów politycznych, zmuszając krajową komisję do ustalenia daty odejścia od tego paliwa – została ona ogłoszona na 2038 rok.

Oznacza to jeszcze dwie dekady wydobywania węgla. Dlatego też Ende Gelände przyrzekło nie zwalniać kroku, rozrastać się i znajdować swych naśladowców w całej Europie. W 2019 roku zorganizowane zostały dziesiątki obozów klimatycznych, od Polski po Portugalię. W tamtym czasie ruchy aktywistyczne systematycznie się od siebie uczyły.

Podobnie więc jak sam kryzys klimatyczny, również odpowiadające na niego protesty nie zmniejszały swojej intensywności, tworząc wznoszącą, kumulatywną falę. Europejskie i amerykańskie sekcje uczyły się od siebie nawzajem. Ich kadry zdobyły bogate doświadczenia, odnosząc zarówno „małe zwycięstwa”, np. odwołanie budowy gazociągu czy elektrowni węglowej, jak i „wielkie porażki”. Te ostatnie zdawały się jednak wzmacniać ruch, bo palący kryzys popychał kolejnych ludzi do zaangażowania się w aktywizm.

***

Niemniej do dziś ruch klimatyczny powstrzymuje się od pewnego sposobu działania – ofensywnego (choć w tym kontekście raczej defensywnego) użycia siły fizycznej. Wszelkie działania, które mogłyby być zaklasyfikowane jako przemoc, były przezeń starannie unikane. Wydaje się, że w trakcie aktywności ruchu klimatycznego coraz mocniej ugruntowywała się jego wierność zasadzie niestosowania przemocy – internalizacja tego etosu jest w ruchu zjawiskiem powszechnym, a dyscyplina w jego przestrzeganiu – czymś godnym podziwu.

Obrazuje to na przykład sytuacja z końca sierpnia 2018 roku, kiedy około siedmiuset aktywistów zebrało się przed flotą siedmiu szarych cystern gazowych w prowincji Groningen w Holandii. W obszarze tym znajduje się największe lądowe złoże gazu ziemnego w Europie. Region od dawna mierzy się z seriami trzęsień ziemi. Wydobycie paliwa sprawiło, że teren kurczy się i opada, powodując uszkodzenia domów i budynków, budzące niepokój lokalnej ludności.

Postawiliśmy wtedy przed kompleksem improwizowany obóz, aby zablokować transport. Policja ustawiła się na torach kolejowych między nami a bramami kopalni. Pod torami znajdowała się warstwa kruszonego kamienia.

Gdy zapadał zmrok, około trzystu rolników ruszyło na pochód przeciwko Shell i Exxon, docierając do obozu. Na torach kolejowych nagle zebrał się tłum, na który policjanci zareagowali użyciem pałek i gazu pieprzowego. Jeden z protestujących zasłabł i musiał być wyniesiony z marszu, inni krzyczeli z bólu. Mimo pokaźnego zapasu tysięcy kamieni leżących pod naszymi nogami, ani jeden z nich nie został podniesiony i rzucony. Mogliśmy dosłownie obsypać policję kamieniami – po takim ataku wiele grup odpowiedziałoby właśnie w ten sposób. Ale nie ruch klimatyczny.

Zasada unikania przemocy obejmuje również zakaz niszczenia mienia. „Konsensus co do metod działania” w Groningen polegał na uroczystym przyrzeczeniu złożonym przez każdego z uczestników protestu, że „nie będzie niszczyć maszyn ani infrastruktury”. Rok później, w Gothenburgu, po raz pierwszy zostało w Szwecji podjęte działanie wzorowane na Ende Gelände. Podniesiono sprzeciw wobec budowy terminalu gazowego, jednego z planowanych węzłów w infrastrukturze do spalania paliw kopalnych, która rozprzestrzenia się na kontynencie. Przedsiębiorstwo o nazwie Swedegas zaprojektowało terminal i zaplanowało budowę ośmiu takich węzłów na szwedzkim wybrzeżu. Skroplony gaz miał być importowany z całego świata i pompowany do kraju przez sieć rurociągów, z korzyścią dla globalnego konsorcjum inwestorów.

Włożywszy charakterystyczne białe kombinezony, wyruszyliśmy do portu w Göteborgu. Trzy kolumny, razem pięćset osób – największy akt obywatelskiego nieposłuszeństwa w historii tego ospałego narodu. Zablokowaliśmy na jeden dzień wszystkie ciężarówki transportujące ropę i gaz. W porozumieniu dotyczącym metod działania ustalono, że „będziemy zachowywać się spokojnie i ostrożnie” oraz że „naszym celem nie jest niszczenie ani uszkadzanie jakiejkolwiek infrastruktury”. Cały dzień minął nam na siedzeniu na asfalcie. Dotychczas ruch mający na celu zapobieżenie eskalacji katastrofy klimatycznej nie był po prostu „obywatelsko nieposłuszny”, był kompletnie potulny.

***

Nie da się zaprzeczyć, że taka postawa przysłużyła się ruchowi, zapewniając mu dobrze znany zestaw taktycznych przewag. Gdyby ruch klimatyczny od samego początku stosował taktykę w stylu czarnego bloku – złowrogie maski, rozbijanie okien, podpalanie barykad, walki z policją – nigdy nie przyciągnąłby takiej liczby ludzi. Dzięki gwarancji pokojowego nastawienia obniżony jest próg wejścia potrzebny do zaangażowania się w zakłócanie normalnego funkcjonowania systemu. Przez wiadomości o pobiciu nas przez policję na torach kolejowych w Groningen zaskarbiliśmy sobie sympatię holenderskiej prasy; nie można było nas oczerniać czy nazywać terrorystami.

Gdyby ktoś z nas w Gothenburgu zaczął napierać na ogrodzenia lub ostrzeliwać z proc ciężarówki dostawcze, wprowadziłoby to chaos. Otoczono by nas i wsadzono do aresztu. Nie mógłbym zabrać ze sobą swych dzieci i bawić się tam z nimi przez długie godziny.

Zbiorowa samodyscyplina – działanie według wytycznych kierownictwa operacyjnego, przeprowadzanie akcji zgodnie z planem – jest bezdyskusyjną cnotą. Nie da się zaprzeczyć determinacji ruchu klimatycznego w zwiększaniu skali coraz śmielszych działań zaburzających normalne funkcjonowanie systemu. Upór jest bowiem głównym motorem zmiany. Niech rozkwita sto obozów Ende Gelände, a być może kapitał paliwowy odczuje na sobie realną presję.

Użyteczność taktyki unikania przemocy nie budzi wątpliwości. Dyskusyjne jest jednak przekonanie, że jest to jedyna dopuszczalna metoda walki o odejście od paliw kopalnych. Jaką mamy pewność, że to podejście będzie skuteczne w walce z wrogiem? Czy musimy przywiązać się do jego masztu, aby dotrzeć do bezpiecznej przystani?

Możemy zadać sobie jeszcze inne pytania. Wyobraźmy sobie na przykład taki scenariusz, zgodnie z którym masowa mobilizacja ruchów klimatycznych staje się niemożliwa do zignorowania. Klasy rządzące znajdują się nagle w wielkich opałach, a może nawet same miękną na widok odręcznie pisanych przez dzieci transparentów.

Wybierani są kandydaci partii zielonych i, co więcej, dotrzymują obietnic wyborczych. Stale utrzymywana jest oddolna presja. Ustanawia się moratoria na francuską infrastrukturę paliwową. Wprowadzane i przestrzegane są przepisy dotyczące cięcia emisji o co najmniej 10 procent rocznie, rośnie znaczenie energii odnawialnej i transportu publicznego, popularyzuje się dietę roślinną, a ustawy zakazujące użycia paliw kopalnych są już w przygotowaniu. Trzeba dać ruchowi klimatycznemu szansę realizacji takiego scenariusza.

Jednak wyobraźmy sobie odmienny scenariusz. Przypuśćmy, że pomimo wszystkich strajków, badań naukowych, apeli i transparentów, któregoś ranka za kilka lat pokolenie Grety Thunberg i każdy z nas obudzi się i stwierdzi, że system się nie zmienił, a kominy wciąż dymią – i co wtedy?

***

Tymczasem równolegle z aktywnością tętniącego ruchu klimatycznego w światowej gospodarce kapitalistycznej trwał przepływ pieniędzy na budowę kolejnych kominów.

W maju 2019 roku, kilka tygodni po „wiosennym powstaniu” Extinction Rebellion w Londynie, Międzynarodowa Agencja Energetyczna opublikowała coroczny raport na temat trendów inwestycyjnych na rynku energetycznym. Wskazywał on jasno, że kapitaliści wiedzą, jak robić pieniądze.

Dwie trzecie kapitału włożonego w projekty poświęcone generowaniu energii zostało przeznaczone na ropę, gaz i węgiel, czyli na dodatkową infrastrukturę służącą do wydobycia i spalania paliw kopalnych. Dla porównania – mniej niż jedną trzecią kapitału zainwestowano w energię wiatrową i słoneczną. Udział OZE nie wykazywał tendencji wzrostowej, a nawet spadł o 1 procent (i to nie w wyniku spadku kosztów), za to inwestycje w węgiel wzrosły o 2 procent po raz pierwszy od 2012 roku. Oznacza to, że wkład pieniężny w budowanie zupełnie nowych źródeł węgla nie tylko utrzymywał się na stałym poziomie, lecz nawet wzrósł, choć nie w tak zawrotnym tempie jak wkład w ropę i benzynę.

Trzeci rok z rzędu ilość pieniędzy zainwestowana w sektorze wydobywczym, czyli de facto na infrastrukturę do pozyskiwania paliw kopalnych spod ziemi, wzrosła o 6 procent. Rok do roku o 6 procent więcej kapitału lokowano w nowych wiertłach i studniach; przewidywano, że w 2019 r. same inwestycje w prace poszukiwawcze nad paliwami wzrosną o 18 procent. Ogień kryzysu rozgorzał jeszcze mocniej.

Na horyzoncie trwającej akumulacji kapitału nie rysuje się perspektywa odejścia od wykorzystywania paliw kopalnych na rzecz energii odnawialnej (choć ta ostatnia ciągle tanieje, jak podaje brukowiec miliarderów – Forbes). IEA (International Energy Agency) miała na tyle taktu, by zauważyć „narastające sprzeczności między obecnymi tendencjami na rynku paliwowym a dążeniem do ograniczenia globalnego ocieplenia do maksymalnie 1,5 lub 2 stopni Celsjusza”. Innymi słowy, światowa gospodarka kapitalistyczna pozostaje w fundamentalnym i pogłębiającym się oderwaniu od rzeczywistości płonącej planety, a zwłaszcza od wszelkich wysiłków na rzecz jej schłodzenia. I to oderwanie tylko się pogłębia.

Inwestor, który niedawno ukończył budowę elektrowni węglowej lub gazociągu nie będzie chętny do ich rozbiórki, gdyż oznaczałoby to dla niego finansową katastrofę. Konstrukcja infrastruktury do wydobycia czarnego złota wymaga ogromnej inwestycji, której zwrot następuje dopiero po pewnym czasie działania. A kiedy zaczną już napływać zyski, właściciel będzie zainteresowany utrzymaniem jej funkcjonowania jak najdłużej.

Dlaczego kapitalistom wydaje się, że można zarabiać na paliwach kopalnych w nieskończoność? Przede wszystkim są przekonani, że Ziemia jest ich własnością. Utrzymanie kapitału stałego tak wielkiego jak ten w przemyśle paliwowym, co do zasady podlega pewnemu ryzyku. Uwzględnia się więc zawczasu możliwe zmiany „kontekstu politycznego”. Nierozsądnym byłoby podejmowanie się omawianych tu gargantuicznych inwestycji, gdyby wspomniane zachwiania mogły spowodować przedwczesną dewaluację czy likwidację kapitału. Ale kapitaliści nie widzą na horyzoncie żadnych zagrożeń. Są pewni, że nie mają czego się obawiać.

***

W okresie COP1, pierwszej konferencji ONZ dotyczącej zmian klimatu, która odbyła się w 1995 roku, niemal nikomu nie przyszłoby do głowy, że dwie czy trzy dekady później gospodarki świata będą emitować niemal gigatonę dwutlenku węgla miesięcznie, korporacje – pilnie doglądać zwiększania zdolności spalania paliw kopalnych, a rządy – dumnie lub biernie temu się przyglądać.

Północna strefa wiecznej zmarzliny to podziemna składnica węgla, zamarznięta od setek tysięcy lat. Kiedy planeta ulega ogrzaniu, puszczają lody i gleba odmarza, wskutek czego następuje rozkład zamrożonej wcześniej materii organicznej przez mikroorganizmy. Proces ten uwalnia dwutlenek węgla, głównie metan – gaz cieplarniany, który przez pierwsze dwie dekady obecności w atmosferze wywołuje osiemdziesiąt siedem razy silniejszy efekt cieplarniany niż w późniejszym okresie.

Podobnie działają pożary lasów. Węgiel zawarty w drzewach i glebie uwalnia się, gdy płomienie pochłaniają dany teren. Zdarza się to obecnie coraz częściej, trwa dłużej, ma intensywniejszy przebieg i występuje na obszarach o większych rozmiarach. Wielkie spalanie paliw kopalnych wywołuje wtórnie pożary od Kamczatki po Kongo. Naukowcy nie nadążają za tymi mechanizmami sprzężenia zwrotnego i mają trudności z uwzględnieniem ich w swoich modelach, a co za tym idzie również budżety węglowe nie biorą pod uwagę tych pożarów. Gdyby tak się stało, uległyby dalszemu zmniejszeniu.

Znajdujemy się więc w sytuacji podwójnego zagrożenia – w punkcie zderzenia kapitalistycznego sposobu produkcji z reakcją środowiska Ziemi: z jednej strony, nieugięty system generuje ciągły wzrost emisji i depcze nadzieje na ich ograniczenie, z drugiej zaś strony zaczynają załamywać się delikatne ekosystemy planety. Ruch klimatyczny musi wybierać swoją strategię, biorąc pod uwagę to, w jak trudnym położeniu się znajduje.

Badania wskazują jasno, że ponieważ straciliśmy już tak wiele czasu, musimy zlikwidować aktywa i rozpoczęte inwestycje. Szybkość wymaganych zmian jest niezgodna z kapitalistycznym gustem. Według szacunkowej analizy, gdybyśmy natychmiast zawiesili każdy projekt w trakcie realizacji, i tak musielibyśmy dodatkowo wyłączyć z eksploatacji jedną piątą wszystkich elektrowni zasilanych paliwami kopalnymi, aby osiągnięcie celu 2°C było w ogóle możliwe. To oznacza utratę dużej części zainwestowanego już kapitału.

Jednym z powodów, dla których stabilizacja klimatu wydaje się tak strasznie trudnym wyzwaniem jest fakt, że żaden kraj nie wydaje się przygotowany nawet do wzięcia pod uwagę powyższego scenariusza. Własność kapitalistyczna stanowi świętość. Kto odważyłby się wyrzucić na śmietnik tę zasadę? Które państwo byłoby gotowe użyć swej siły, aby spowodować utratę tak ogromnych zysków?

***

Musi się znaleźć ktoś, kto przełamie lody. Gdyby odciąć rafinerię od prądu, a koparki rozebrać na części, likwidacja aktywów stałaby się możliwa. Własność nie stoi ponad ziemią, nie ma żadnego technicznego, naturalnego ani boskiego prawa, które czyniłoby ją nietykalną w sytuacji zagrożenia, jaką jest kryzys klimatyczny. Jeśli państwa nie rozpoczną tych zmian z własnej inicjatywy, to zrobi to za nie ktoś inny. W przeciwnym razie za świętą własność przypłacimy Ziemią.

Podobnie jak sufrażystki, które dążąc do wymuszenia na państwie przemian, nie mogły wprowadzać zmian legislacyjnych na własną rękę, tak też ruch klimatyczny po wywalczeniu transformacji nie przeprowadzi jej sam. Albo zrobią to państwa, albo nie zrobi tego nikt, przy czym władze państwowe pokazały dobitnie, że nie będą w tym koncercie grać pierwszych skrzypiec. Pytanie nie brzmi, czy sabotaż ze strony radykalnego skrzydła ruchu klimatycznego sam w sobie rozwiąże kryzys – to ewidentnie mrzonka, bardziej istotne jest, czy poziom zaburzenia obecnych stosunków własności można osiągnąć bez niego.

Nie da się zaprzeczyć, że niszczenie mienia, czyli intencjonalne użycie siły fizycznej w celu uszkodzenia własności kogoś, kto się na to nie zgadza, jest przemocą. Ale stwierdzając to, na jednym tchu należy jednak dodać, że jest to przemoc zasadniczo odmienna od takiej, która bezpośrednio dotyka człowieka (czy też zwierzę). Nie da się doprowadzić samochodu do płaczu.

Aprobatę dla tego rozróżnienia dwóch rodzajów przemocy wyraził w swej apologii zamieszek ulicznych z 1967 roku Martin Luther King: „Bez wątpienia nie były pozbawione przemocy. Ale przemoc ta, w zdumiewającym stopniu, była skierowana przeciwko mieniu, a nie przeciwko ludziom,” i to właśnie zasadniczo odróżniało ją od innych rodzajów przemocy: „Życie jest świętością. Własność ma mu służyć, i niezależnie od tego, jakim szacunkiem i jakimi prawami ją obdarujemy, nie będzie równa ludzkiemu istnieniu”.

Dlaczego więc uczestnicy zamieszek „tak agresywnie niszczyli cudzą własność? Ponieważ to ona reprezentuje strukturę władzy opartą na kolorze skóry, którą atakowali i którą usiłowali obalić”.

Dla kontrastu podam przykład z końca 2019 roku: Chilijscy studenci, opowiadający się za powszechną dostępnością darmowego transportu publicznego, w reakcji na podwyżki opłat za transport publiczny, zorganizowali akcję masowych wtargnięć przez bramki, atakowana biletomatów, supermarketów oraz siedzib firm, wywołując tym samym ogólnokrajowe powstanie przeciwko rosnącym nierównościom w ojczyźnie neoliberalizmu. A jaki był w tym czasie ruch klimatyczny? Spokojny i opanowany.

***

Jeśli należy walczyć z pokusą fetyszyzacji jednego rodzaju taktyki, to dotyczy to oczywiście także taktyki niszczenia mienia oraz innego rodzaju przemocy. Strategią o największym dla kwestii klimatu potencjale może okazać się tworzenie obozów klimatycznych.

Takie obozy mają tendencję do wzajemnego umacniania się, oddolnego rozprzestrzeniania, gromadzenia doświadczeń dotyczących lokalnej walki z kapitałem kopalnym. W przeciwieństwie do ruchu Occupy Wall Street i podobnych obozów działających w 2011 roku, obozy klimatyczne, choć są z nimi spowinowacone, planowane są z dużym wyprzedzeniem i określonym terminem zarówno budowy, jak i demontażu wyposażenia obozowego. Nie są to wystąpienia spontaniczne lub reaktywne, realizują za to model planowanej eskalacji.

Dotychczasowe zaangażowanie nie przestaje przynosić korzyści. Ende Gelände przyciąga coraz większe grupy, którym udaje się przechytrzyć policję. Takie sukcesy nie są jednak łatwe do powtórzenia. Mniej więcej pięć do dziesięciu tysięcy działaczy z innych części Europy, zgromadzonych obecnie w Nadrenii, przekonało się, że ogłoszony z wyprzedzeniem obóz może dać korporacjom czas na przygotowanie się do blokady, przez wywiezienie wystarczającej ilości paliwa i sprzętu.

Jeśli problemy stwarzane przez ruch są niewielkie, policja może złagodzić ostrość działań, stając z boku i pozwalając na przeprowadzenie akcji aktywistom. W ruchu klimatycznym pojawiają się pomysły łączenia obozów z organizacją mniejszych, tajnych uderzeń o większej sile rażenia. Bez względu na to, co z tego wyniknie, obozy klimatyczne są niezrównanym polem do eksperymentów nad sposobami walki.


Andreas Malm

Profesor na Uniwersytecie w Lund. Autor książek: „Fossil Capital: The Rise of Steam Power and the Roots of Global Warming” oraz „Corona, Climate, Chronic Emergency: War Communism in the Twenty-First Century”.