Od ponad dwóch lat trwa robotnicza okupacja fabryki w Campi Bisenzio, miasteczku położonym obok Florencji. Chcąc poznać szczegóły, musimy cofnąć się do 9 lipca 2021 r., gdy produkujący podzespoły samochodowe koncern GKN ogłosił zamknięcie zakładu, skutkujące zwolnienieniem z dnia na dzień ponad czterystu pracowników. Ci jednak, zamiast zaakceptować decyzję brytyjskiej korporacji, rozpoczęli okupację fabryki wraz z jej wyposażeniem, co stanowiło pierwszy etap trwających aż do dziś zmagań.
W międzyczasie doszło do wielu zwrotów akcji, równolegle z okupacją prowadzono batalię sądową, a pracownicy we współpracy z sympatyzującymi naukowcami przygotowali plan uratowania fabryki, poprzez przekształcenie jej w ekologiczną spółdzielnię. Strajk mający na celu obronę zatrudnienia uczestników i wyegzekwowanie wypłaty ich zaległych pensji przerodził się w laboratorium społeczne, w ramach którego wypracowano oddolną alternatywę dla ekologii w jej liberalnym wydaniu. Zamiast skupiania się na indywidualnej konsumpcji – przejęcie kontroli nad produkcją i przestawienie jej na przyjazne środowisku tory; zamiast outsourcingu – reindustrializacja, która wcale nie musi kłócić się z zieloną transformacją. W tym sensie pracownicy dawnego GKN stanowią wzór nie tylko dla swoich włoskich kolegów, ale mogą również zainspirować ludzi daleko poza granicami własnego kraju.
Od walki o zachowanie miejsc pracy…
W lipcu 2021 roku jeszcze nikt ze strajkujących nie przewidywał, że właśnie rozpoczynają najdłuższą okupację fabryki w historii Włoch. Głównym celem było zapobiegnięcie zwolnieniom i utrzymanie przy życiu nowoczesnego, przynoszącego zyski zakładu z wykwalifikowaną siłą roboczą. GKN był jednak nieubłagany – w ramach restrukturyzacji i przenoszenia produkcji poza Europę (lub do jej wschodniej części) zamknięto wcześniej fabryki w Niemczech oraz Wielkiej Brytanii, a zakład spod Florencji miał podzielić ich los. Za oficjalny pretekst posłużyły wywołane przez pandemię koronawirusa spadki w sprzedaży samochodów.
Sprawa fabryki szybko zyskała rozgłos jako sytuacja symptomatyczna dla całej włoskiej gospodarki, od dekad coraz bardziej ulegającej wpływowi szkodliwych dla świata pracy, neoliberalnych reform.Wyrzucenie na bruk kilkuset pracowników, praktycznie z dnia na dzień, pokazywało, że nikt nie może być pewny swojego zatrudnienia, zwłaszcza jeśli pracuje w przemyśle. Likwidacji ulegał rentowny zakład w zamożnej Toskanii, który dopiero co został wyposażony w nowe maszyny, sfinansowane przez hojny dla wielkich przedsiębiorstw włoski rząd. Ten sam rząd nie uznał za stosowne przedłużyć wprowadzonego w czasie pandemii zawieszenia praw pozwalających na szybkie i łatwe masowe zwolnienia, będących zresztą owocem „uelastycznienia gospodarki” przez centrolewicowy gabinet Renziego.
Strajkującym pracownikom nie pomogli politycy, ale zrobił to sąd. Nawet
w neoliberalnym państwie praktyki, takie jak zwolnienie bez okresu wypowiedzenia, czy próba „wzięcia głodem” strajkujących (nie wypłacanie należnych pensji) są niezgodne z literą prawa, więc GKN został zmuszony do redukcji personelu w sposób stopniowy i przyznania pracownikom zaległych wynagrodzeń. To dało protestującym chwilę oddechu, jednak nie odpowiedziało na ich główne żądanie. O ile wyroki sądowe odraczały zamknięcie fabryki, to nie mogły mu całkiem zapobiec, więc pilnie poszukiwano innych rozwiązań, które mogłyby ocalić zakład w Campi Bisenzio.
W grudniu 2021 r. na scenie pojawił się, niczym rycerz na białym koniu, inwestor Francesco Borgomeo, zapowiadając wykupienie fabryki, wznowienie produkcji i uratowanie miejsc pracy. Jedynym, czego zdołał dowieść było to, że pracownicy nie powinni ufać tego rodzaju przedsiębiorcom w lśniących zbrojach. Z wymienionych obietnic Borgomeo dotrzymał tylko pierwszej, przejął kontrolę nad zakładem, ale nie doprowadził do ponownego uruchomienia linii produkcyjnej, a niekończące się negocjacje nie przyniosły żadnych wymiernych efektów. W końcu inwestor porzucił swoje plany, przestał wypłacać pensje i wznowił próby zamknięcia fabryki. Na tym etapie pracownicy już jednak wiedzieli, że muszą wziąć sprawy w swoje ręce i mieli gotowy plan działania.
…po oddolną, spółdzielczą reindustrializację
Wokół spisanej na straty fabryki wykształcił się cały ruch społeczny. Pracownicy wyłonili spośród siebie Kolektyw Fabryczny, który zarządzał okupacją, obronił zakład przed dwudziestką uzbrojonych strażników wysłanych przez GKN w celuprzegonienia robotników i nawiązał współpracę z zewnętrznymi sympatykami. Tych było sporo – na ulicach Florencji w akcie solidarności z pracownikami kilkakrotnie demonstrowały dziesiątki tysięcy ludzi, mając na sztandarach hasło Insorgiamo („powstańmy”), przyjęte przez strajkujących jako ich okrzyk bojowy. W marszach uczestniczyli związkowcy, anarchiści i partie polityczne, od centrolewicowych po komunistyczne. Robotnicy z Campi Bisenzio znaleźli także szeroki odzew wśród organizacji ekologicznych – liczni aktywiści tłumaczyli, że spór wokół GKN otworzył im oczy na istnienie związku między walką z kryzysem klimatycznym a walką pracowniczą. Dostrzegli, że zielona transformacja nie powiedzie się bez wsparcia świata pracy. W tym samym czasie szereg ekspertów i akademików weszło w kontakt z Kolektywem Fabrycznym, aby razem opracować następne kroki.
Efektem wspólnych wysiłków było przygotowanie planu przekształcenia fabryki
w spółdzielnię wytwarzającą produkty ekologiczne. Pomóc w tym miało włoskie prawo przewidujące możliwość przejęcia upadłego zakładu przez jego pracowników – od 1985 r. skorzystano z niego ponad trzysta razy, co pozwoliło ocalić dziesięć tysięcy miejsc pracy. Powstające w ten sposób spółdzielnie opierają się na kapitale początkowym, na który składają się pracownicy (w założeniu przeznaczając na to swoje odprawy) i organy publiczne. Z początku pomoc tych ostatnich osiągała trzy razy większą wartość niż wkład pracowników, ale po neoliberalnej korekcie prawa na przełomie wieków państwo ograniczyło swój udział do podwojenia oddolnie zebranej sumy, oczekując dodatkowo spłaty pożyczki w ciągu dekady. Jednak obecne władze nie są zbyt skore do zastosowania nawet tak okrojonego prawa, kwestionując jego obowiązywalność w przypadku dawnego zakładu GKN i proponując zamiast tego mediacje między Kolektywem Fabrycznym a formalnymi właścicielami, sprzyjając raczej tym ostatnim.
W czasie trwania okupacji zmienił się rząd Włoch. Chociaż strajkujący nie płakali za bankierem Draghim, to gabinet premierki Meloni z postfaszystowskiej partii Bracia Włosi przyniósł zmiany tylko na gorsze. Prawicowa koalicja zajmuje jeszcze bardziej neoliberalne oraz antypracownicze stanowiska i mimo ugodowych deklaracji rząd nie zamierza kiwnąć palcem na rzecz wsparcia spółdzielni. Wręcz przeciwnie, wzywa do opuszczenia fabryki, co mogłoby pozwolić właścicielom sprzedać grunt. W zamian pracownicy mieliby otrzymać hojniejsze odprawy i pomoc w przekwalifikowaniu się lub znalezieniu nowych zajęć. Podobne rozwiązania proponują również władze regionalne, nazywając je „kompromisem”
i najrozsądniejszym wyjściem z patowej sytuacji. Gdy ruch powstały wokół fabryki wzywa organy publiczne do jasnego opowiedzenia się po stronie pracowników, wsparcia ich wysiłków na rzecz stworzenia spółdzielni, te odpowiadają kunktatorstwem i półśrodkami, utrudniając sformalizowanie nowej, robotniczej własności nad zakładem w Campi Bisenzio.
Niezrażony tymi przeszkodami Kolektyw Fabryczny prze dalej w kierunku usamodzielniania się i rozpoczęcia na nowo produkcji.W lipcu 2023 r., dokładnie dwa lata po otrzymaniu wieści o zamknięciu zakładu i zwolnieniu pracowników, ogłoszono powstanie demokratycznie zarządzanej spółdzielni. Ustalono, że najpierw ruszy sprzedaż rowerów cargo, a w przyszłości mają do nich dołączyć panele fotowoltaiczne, z których część zostanie użyta do zasilania fabryki. W dalszej perspektywie, o ile wszystko pójdzie zgodnie z planem, podjęta zostanie produkcja ekologicznych baterii. Dotychczasową okupację finansowały zbiórki i wsparcie społeczności powstałej wokół Kolektywu Fabrycznego, ale uruchomienie na nowo linii produkcyjnych wymagało znacznie większych nakładów – dlatego zdecydowano się na sprzedaż udziałów w myśl idei akcjonariatu społecznego. Spółdzielnia planuje pozyskać w ten sposób milion euro, co pozwoli pokryć pierwsze wydatki i rozpocząć lokalną reindustrializację.
Ekologia solidarna, nie liberalna
Przed trzecią rocznicą rozpoczęcia tej trudnej batalii, pracownicy fabryki spod Florencji nie tracą wiary w końcowe zwycięstwo, mimo kolejnych kłód, rzucanych im pod nogi przez byłych właścicieli oraz władze. Zawdzięczają to swojej determinacji, ale też ogromnej mobilizacji społecznej wokół upadającego zakładu, który dla wielu Włochów stał się symbolem oporu przed neoliberalizmem, wraz z jego licznymi dogmatami. Kolektyw Fabryczny wciela w życie ideały skazanej na wymarcie spółdzielczości, która we Włoszech wciąż jest stosunkowo silna (skupia ponad milion zatrudnionych) i w czasach kryzysu odnotowała nawet skromny renesans. Znajduje się jednak wciąż pod atakiem coraz mniej przyjaznego prawodawstwa, pisanego przez sprzyjających wielkiemu biznesowi polityków. Jednocześnie pracownicy dawnego GKN podają w wątpliwość konieczność dezindustrializacji w kształcie narzuconym przez rządzące elity.
Nie ma wątpliwości, że nie będzie powrotu do industrializmu z połowy poprzedniego stulecia, ale wiadomo też, że często pod pozorem modernizacji zamykano fabryki w Europie, aby następnie je na nowo otworzyć w krajach rozwijających się, korzystając z tańszej siły roboczej i eksportując zanieczyszczenia, na które w krajach zachodnich nie istnieje już przyzwolenie. W ostatnich dekadach udawana ekologia stała się kolejną wymówką do uderzania w świat pracy. Jednocześnie zamykano kopalnie na Zachodzie, tłumiono opór związkowców i rozpoczynano import surowców z krajów pozaeuropejskich. Pracownicy z Campi Bisenzio podkreślają, że ekologia zajmuje centralne miejsce w ich projekcie, a celem okupacji nie jest obrona przestarzałego przemysłu. Uważają jednak, że w jego miejsce powinno się rozwijać lokalną produkcję, w celu zachowania istniejących miejsc pracy.
Jak piszą dawni robotnicy GKN, nie ma trzeciej drogi – albo zgodzimy się na ruiny fabryk i bezrobocie, albo wybierzemy alternatywę w postaci społecznie zintegrowanych, ekologicznych zakładów pracy. Europa nie jest skazana na outsourcing i dezindustrializację. Możliwa jest zielona transformacja bez rezygnacji z rozwoju, przemysłu czy idei pełnego zatrudnienia. Nie musimy wylewać dziecka z kąpielą, porzucając w imię ekologii wartości, które były konstytutywne dla światowej lewicy.
Kolektyw Fabryczny doskonale pokazuje, jak walczyć o te cele w sposób oddolny
i lokalny, ale jeśli chcemy prawdziwej transformacji, to potrzebujemy więcej niż jednej fabryki. W tej chwili toskański zakład jest wyjątkowy w skali kraju i kontynentu, ale być może jego ewentualny sukces zmobilizuje naśladowców do podobnego łączenia walki socjalnej z ekologiczną, najlepiej na poziomie krajowym (we Włoszech powstają już inicjatywy wzorujące się na pracownikach z Campi Bisenzio i współpracujące z nimi) czy wręcz globalnym. Jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale od czegoś trzeba zacząć. Historia włoskich robotników stanowi dobry prolog do zielonej transformacji uwzględniającej żądania pracownicze.