„Za całą klasę robotniczą, przeciwko klasie miliarderów”. Polityczna odnowa United Auto Workers

„Za całą klasę robotniczą, przeciwko klasie miliarderów”. Polityczna odnowa United Auto Workers

TEKST
Łukasz Ostrowski

ILUSTRACJA
Karol Gawroński

Dzięki złamaniu panującej przez długie lata etykiety w relacjach z korporacjami, związki odzyskują najskuteczniejsze środki oporu przeciwko postępującej degradacji warunków życia swoich członków. Zaczynają też mierzyć się ze swoim największym problemem – trwającym od dekad spadkiem poziomu zrzeszenia pracowników.


Zwykle nie myślimy o związkach zawodowych jako o instytucjach, w których toczy się burzliwa rywalizacja polityczna. Jednak to właśnie od tego, czy w wewnętrznych wyborach tych organizacji wygrają stronnictwa ugodowe, czy konfrontacyjne zależy to, czy dojdzie do strajków, czy porozumień za zamkniętymi drzwiami. Widać to na przykładzie USA, gdzie robotnicy w ostatnich latach stawiają coraz śmielsze żądania. Nie działo by się tak, gdyby w największych organizacjach pracowniczych, Teamsters i United Auto Workers, nie przejęli władzy nowi liderzy i stojące za nimi lewicowe frakcje.

Symbolika odnowy

Zdaniem przewodniczącego United Auto Workers Shawna Faina nowy kontrakt obejmujący pracowników przemysłu samochodowego „jest czymś więcej niż tylko sumą ekonomicznych zdobyczy dla pracowników branży samochodowej. To punkt zwrotny w wojnie klasowej, która była prowadzona przeciwko robotnikom przez ostatnie 40 lat”. Porozumienie, o którym mowa, między UAW a Wielką Trójką (Ford, General Motors, Stellantis), zostało przegłosowane przez pracowników w listopadzie 2023, po ponad 40-dniowym strajku.

Posługując się mobilizacyjnym wezwaniem – „Stand up and make history” – Fain próbuje zamanifestować kres długoletniej bierności amerykańskiego ruchu związkowego. Ukute na potrzeby ostatniej akcji pojęcie „Stand up strike” to zarazem nazwa strategii prowadzenia walki z kapitałem, polegającej na spontanicznym i punktowym paraliżowaniu poszczególnych fabryk, jak i nawiązanie do bojowej historii związku, kiedy to nielegalne strajki okupacyjne z lat 30-tych („sit down strikes”) doprowadziły do uznania żądań robotników i przyznania im praw w zakładach pracy.

Nasza rodzina może patrzeć w przyszłość”

Radykalizacja UAW jest wyrazem fundamentalnych potrzeb, bo ostatnie lata upłynęły pracownikom przemysłu samochodowego pod znakiem degradacji warunków pracy i spadku wysokości płac. W reportażu „New York Times’a” możemy przeczytać o realiach życia małżeństwa dwójki robotników sprzed wywalczenia nowego kontraktu: o pracy po 12 godzin, 7 dni w tygodniu w celu spłacenia hipoteki i zapewnienia studiów dla swoich dzieci. Jak zauważył podczas ostatniego przemówienia w Senacie Fain: „czasu, jak każdej innej cennej rzeczy w naszym społeczeństwie, nie daje się klasie robotniczej dobrowolnie”. 40 godzinny tydzień pracy, choć powinien stanowić normę, jest czymś o co pracownicy muszą wciąż walczyć.

Od czasów kryzysu w 2008 sytuacja wyłącznie się pogarszała, bo spadek realnych wynagrodzeń wyniósł prawie 20 procent. Dlatego głównym celem akcji strajkowej było wywalczenie podwyżek. Ostatecznie ekipa negocjacyjna związku zeszła z 40 proc. do solidnych 25 proc. Dodając do tego przywrócenie zasady COLA (dostosowania płac do rosnących kosztów życia), pensje pracowników z najdłuższym stażem wzrosną do ponad 40 dolarów na godzinę. Dzięki redukcji nierówności płacowych wzrost najgorszych wynagrodzeń ma wynieść nawet 88 proc. To grupy na najniższych szczeblach płac zyskały najwięcej i najliczniej głosowały za ratyfikacją kontraktu. Dzięki tym zmianom rodziny podobne do przytaczanego w reportażu „New York Times’a” małżeństwa Hodge’ów będą mogły pozwolić sobie na spędzenie weekendu poza fabryką.

Związek przejął także częściowo inicjatywę w kwestii tego, gdzie się inwestuje i na jakich warunkach, dotychczas zarezerwowaną dla kapitału. Kluczowym sukcesem negocjacyjnym jest wywalczenie ponownego otwarcia zamkniętej rok temu fabryki w Illinois. Wcześniej pracujący w niej robotnicy dostali propozycję porzucenia swoich domów oraz rodzin i przeniesienia się do innego zakładu. Udało się także zagwarantować objęcie kontraktami pracowników w otwieranych obecnie fabrykach samochodów elektrycznych, których powstawanie wspiera „zielona” polityka gospodarcza Bidena. Tym samym, jak zauważają Mariana Mazzucato i Damon Silvers, związkowcom udało się przekroczyć fałszywą alternatywę między dobrymi miejscami pracy a potrzebą zielonej transformacji, którą w swoim konserwatywno-populistycznym dyskursie wykorzystuje amerykańska prawica.

Upadek korporacyjnego modelu

Fain przyznawał, że inspiracja dla części postulatów strajkowych pochodzi z wydawanej w latach 30-tych oddolnej prasy związkowej. Żeby odkryć porzuconą, radykalną tradycję UAW, trzeba sięgnąć daleko w przeszłość. Jak pisał działacz i socjolog Kim Moody w pracy „An injury to all. The decline of american unionism”, w powojennych dekadach zaczęto zwalczać opozycję wewnątrz ruchu pracowniczego i publikacje podobne do tych, które czytał Fain, zostały poddane cenzurze pod pretekstem walki z wpływami komunistów.

Jednak, jak wskazuje Moody, w swoich początkach masowy, industrialny ruch robotniczy w Stanach Zjednoczonych aktywnie promował politykę państwowego budownictwa, kontroli cen i powszechnego ubezpieczenia. Dopiero w drugiej połowie XX wieku związki zaczęły stopniowo słabnąć pod wpływem ataków ze strony prawicy oraz w wyniku wzrastającej inercji swojej własnej biurokracji. Porzucono ambicje społeczne na rzecz coraz większych kompromisów i skupienia na interesach coraz węższej grupy członków, a pozycja działaczy na poziomie fabryk pogarszała się w warunkach postępującej biurokratyzacji i formalizacji stosunków pracy. Związki ograniczały zakres działań, najpierw do reprezentacji pracowników własnego sektora – tworząc tzw. „prywatne państwa dobrobytu” w uzwiązkowionych fabrykach – a później już tylko do realizacji interesów najwyżej postawionych funkcjonariuszy. United Auto Workers zaczynało swoją historię od pełnienia awangardowej roli politycznej w czasach wielomilionowej fali mobilizacji pracowniczej roku 1937, aby w XXI wieku stać się symbolem zepsucia i korupcji amerykańskiego ruchu związkowego.

Odnowa organizacji przyszła po jej największym upadku. Niedługo po tym, gdy w 2021 roku dwóch poprzednich przewodniczących związku zostało skazanych na kary więzienia za defraudację i łapówkarstwo, Departament Sprawiedliwości wymusił na administracji UAW przeprowadzenie referendum w sprawie zmiany ordynacji wyborczej. Zostało ono wygrane przez stronę demokratyczną. Robotnicy zadecydowali, że odtąd przewodniczącego będą wybierać wszyscy członkowie zamiast niewielkiej grupy delegatów. Dzięki tej nowej procedurze udało się przeprowadzić lewicowej frakcji skuteczną kampanię, przerwać panowanie modelu korporacyjnego (tzw. business unionism) i przywrócić na sztandar UAW jego społeczna rolę (model social unionism).

Klasa robotnicza przypomina o swoim istnieniu

Przez ostatnie dekady środowiska lewicowe zarówno w USA, jak i w Europie ulegały wpływowi powielanej w różnych formach diagnozy, że w związku z nastaniem ery społeczeństwa postindustrialnego siły politycznej należy szukać poza starymi sektorami produkcyjnymi, a nawet poza stosunkami pracy. Jednak pojęcie „ery postindustrialnej” zawsze było mylące. Jak pisał w odniesieniu do sytuacji panującej w amerykańskim przemyśle Andriew Elrod na łamach „Dissent”: „Przekonanie, że deindustrializacja z ery Reagana wyeliminowała zatrudnienie w przemyśle samochodowym, jest mitem. W roku 2000 poziom zatrudnienia osiągnął szczytowe 1,3 milionów pracowników.” W następnych latach spadło ono o ok. 300 tysięcy do poziomu miliona. Jak widać, nie jest to stan, w którym możemy mówić o końcu przemysłu. Robotnicy w tej branży są nadal bardzo liczni, nawet jeśli pozostają niewidoczni. To przede wszystkim restrukturyzacja produkcji wewnątrz USA, inwestycje zagranicznych firm i outsorcing do nieuzwiązkowionych fabryk miały znaczący wpływ na spadek zorganizowania pracowników, który często myli się z ich zniknięciem.

Przez ostatnie dekady nowe ideologie zmiany społecznej budowano jednak pod wpływem koncepcji społeczeństwa postindustrialnego, opierając się na złudnym przekonaniu, że historia walk politycznych jest jak scena, na którą wchodzą wciąż to nowi bohaterowie, a rola starych musi dobiec końca. Intelektualiści tacy jak Guy Standing i André Gorz bronili tezy, że dawniej bojowi robotnicy sektorów przemysłowych w erze prekaryzacji i bezrobocia wykazywać będą przede wszystkim egoistyczne przywiązanie do obrony przywileju stabilnego zatrudnienia i względnie wysokich zarobków. Wobec tego mieliby być niezdolni do pełnienia roli politycznej awangardy, którą przejmie ich zdaniem targana niepewnością „nowa niebezpieczna klasa” prekariatu. Z kolei autorzy tacy jak Antonio Negri głosili zanik fordowskiej linii montażowej na rzecz ekonomii „wiedzy i afektów”. W kapitalizmie postindustrialnym (czy też “kognitywnym”) walki społeczne miałyby być całkiem rozproszone i próżno byłoby szukać w takim społeczeństwie podporządkowanej grupy, która dzięki swojej pozycji zdolna jest ze szczególną skutecznością walczyć o władzę. Wszystkie te stanowiska mylą jednak konieczność mobilizacji nowych grup społecznych z zanikiem politycznego znaczenia klasy robotniczej.

Dzięki swojej skuteczności i rozgłosowi (podczas strajku UAW na pikiecie pierwszy raz w historii pojawił się prezydent USA) zwycięskie walki silnych organizacji mogą pełnić kluczową rolę w mobilizacji pracowników innych sektorów, inspirując ich działania i kampanie organizacyjne. Sukces strajku to przykład prawidłowości, w zgodzie z którą niektóre grupy robotników odgrywają kluczową rolę w łańcuchu produkcyjnym i mogą sparaliżować działanie korporacji spontanicznymi akcjami o niewielkich rozmiarach. Właśnie tę regułę wykorzystało UAW w taktyce „stand up strike”, bo w walce o nowy kontrakt pracę przerwała znaczna mniejszość członków organizacji.

Polityczne przyspieszenie

W przytaczanej wyżej pracy Kim Moody wskazywał na to, że do rzeczywistego wzrostu siły amerykańskiego ruchu robotniczego potrzebne jest, aby związki zyskały wpływ na politykę państwa. Rozumiano to w latach 30-tych i 40-tych, kiedy idea amerykańskiej partii pracy była w ruchu związkowym poważnie dyskutowana. Późniejsza rezygnacja z samodzielnych ambicji politycznych skazała ruch robotniczy na łaskę Partii Demokratycznej, która już w latach 70. – mimo większości w obu izbach parlamentu – głosowała przeciwko wzmocnieniu prawa pracy. Obecnie do poziomu aspiracji politycznych z lat 40-tych związkom jest jeszcze daleko. Fain zaczyna już jednak głosić hasła, które sugerują, że UAW powinno odzyskać swoją rolę w polityce: „A więc w tej kwestii [emerytur] patrzymy już na 2028 i myślimy bardziej ambitnie. Albo Wielka Trójka zagwarantuje bezpieczeństwo robotnikom, którzy poświęcają życie dla korporacji, albo zrobi to jeszcze większy gracz, rząd federalny”. Podobna ambicja cechuje jego apel do innych organizacji pracowniczych, aby podpisywały nowe kontrakty z tą samą datą wygaśnięcia, co porozumienie UAW z Wielką Trójką: 30 kwietnia 2028 roku, po którym jest, jak wiemy, 1 maja. To wtedy amerykańscy robotnicy mieliby wspólnie zastrajkować w celu wywalczenia jeszcze lepszych porozumień. Rozszerzenie akcji strajkowej jest konieczne choćby dlatego, że członkowie UAW nie wywalczyli jeszcze realizacji części swoich kluczowych postulatów. Do wygrania pozostaje między innymi skrócenie czasu pracy do 32 godzin, które zostało porzucone w trakcie negocjacji na rzecz kwestii płacowych.

Historyk amerykańskiego ruchu robotniczego Nelson Lichtenstein pozostaje jednak ostrożny w ocenie możliwości powodzenia apelu Faina. Jego zdaniem jest on „głównie ideą aspiracyjną i potwierdzeniem solidarności pracowniczej. Nie jest to zbyt prawdopodobne, żeby wiele związków za nim poszło, nie dlatego, że są konserwatywne, ale dlatego, że mierzą się z o wiele bardziej palącymi wyzwaniami, przede wszystkim z wyzwaniem organizacji niezorganizowanych pracowników. To stanowi też najważniejszy problem dla UAW.” Jak dodaje Lichtensten, choć Fain wraca do stylu przemawiania przypominającego przywództwo z lat świetności UAW, to realna siła związku znacznie spadła od lat 40-tych i 50-tych. Obecnie posiada on tylko 1/8 liczby członków z tamtych czasów i nie zrzesza nawet większości pracowników branży samochodowej.

Dlatego kluczowe znaczenie ma tocząca się obecnie kampania organizacyjna, stanowiąca przedłużenie akcji strajkowej. Osiągnięcia negocjacyjne UAW obserwowali pracownicy z nieuzwiązkowionych fabryk, którzy obecnie zaczynają zgłaszać chęć założenia organizacji w swoich zakładach. Akcja wspierana przez wynajętych przez związek organizatorów ma objąć między innymi fabryki Tesli oraz Hyundai’a. Od powodzenia kampanii zależy to, czy Musk i inni fabrykanci, którzy cieszą się brakiem porozumień zbiorowych i niskimi kosztami pracy, nie osłabią Wielkiej Trójki na rynku, wymuszając ustępstwa również na pracownikach. O powadze obaw korporacji zaświadcza fakt, że na zwycięstwo strajku zareagowały znaczącymi podwyżkami.

Akcja UAW wpisuje się w ten typ strajku, o którym Moody pisał, że tylko z pozoru ludzie wracają po nim do pracy tak, jakby nic się nie zmieniło. Strajki tego typu przyjmują „charakter ruchu społecznego, zmieniającego życie i świadomość ludzi, którzy doświadczyli go na własnej skórze”. Efektów akcji musimy wypatrywać w dłuższej perspektywie czasowej, obserwując dalsze powodzenie kampanii organizacyjnej w branży samochodowej i zdolność pracowników innych sektorów do pójścia za apelem Faina, zmierzającym do strajku generalnego w Stanach Zjednoczonych.


Łukasz Ostrowski

Redaktor naczelny ,,Gromad”. Absolwent Wydziału Filozofii UW. Działacz związkowy.